Top 14
Bardzo dużą stawkę miały niemal wszystkie spośród rozgrywanych w sobotę meczów ostatniej kolejki fazy zasadniczej francuskiej ligi Top 14.
- Section Paloise – Stade Rochelais 32:18. Chyba największą wagę miało starcie Pau i La Rochelle, bezpośrednio rywalizujących o awans do strefy play-off (a w przypadku Pau – także o utrzymanie w czołowej ósemce, co dawało awans do Champions Cup). Roszelczycy grali na wyjeździe, ale to nie powinno było stanowić dla nich przeszkody, bo w ostatnich sześciu sezonach regularnie w Pau wygrywali. Bardziej na pewno ciążył im brak kapitana, Grégory’ego Alldritta, ale do przerwy prowadzili dwoma punktami. Po przerwie gospodarze zyskali przewagę po karnym Joe’go Simmondsa, ale na 20 minut przed końcem La Rochelle wróciło na czoło – było 11:17. Ostatnie 10 minut należało jednak do Pau – trzy przyłożenia (w tym dwa zdobyte mimo gry w osłabieniu po żółtej kartce) rozstrzygnęły spotkanie. Bardzo duży wkład w wygraną miał wszechobecny na boisku Gruzin Beka Gorgadze. Porażka kosztowała La Rochelle spadek na siódme miejsce i wypadnięcie z gry o mistrzostwo Francji, ale Pau także do czołowej szóstki się nie załapało, a wygrana oznaczała jedynie obronienie miejsca dającego kwalifikację do elitarnych rozgrywek europejskich.
- Poza tym:
• Aviron Bayonnais – RC Toulonnais 18:10 (Tulon jeszcze mógł liczyć na awans na drugie miejsce, ale nie spełnił jednego z dwóch koniecznych warunków – przegrał z Baskami na wyjeździe; gospodarze do przerwy prowadzili 15:3 i pewnie wygrali – tulończycy jedyne swoje przyłożenie zdobyli na sam koniec meczu; w Bajonnie święto – pierwszy awans do fazy finałowej ligi od czasu profesjonalizacji ligi);
• Lyon OU – Racing 92 34:47 (zaczęło się znakomicie dla gospodarzy, którzy w pierwszej połowie zdobyli 4 przyłożenia i prowadzili nawet 19 punktami, ale po przerwie zaliczyli już tylko jedną piątkę, a stracili cztery; w doliczonym czasie gry skutecznym karnym pożegnał się z bosikiem kończący tym meczem karierę związaną w całości z Racingiem Henry Chavancy; dobry występ Henry’ego Arundella, który zdobył dwa przyłożenia dla gości, oraz Dawita Niniaszwiliego, który zaimponował m.in. znakomitą akcją z asystą);
• Montpellier Hérault – ASM Clermont 10:23 (niesłychanie ważne, wyjazdowe zwycięstwo Clermont, które dzięki potknięciu La Rochelle dało mu awans do fazy pucharowej; dla Montpellier to bolesna porażka, pozostawiająca go w dole tabeli, bez awansu do Champions Cup; Clermont na prowadzenie wyszło bardzo szybko i wygrana tej drużyny nie była właściwie zagrożona do końca spotkania);
• Union Bordeaux-Bègles – RC Vannes 59:28 (ostatnia szansa Bretończyków – aby marzyć o pozostaniu w Top 14 musieli wygrać i liczyć na potknięcia rywali; i faktycznie przez 50 minut toczyli walkę jak równy z równym z nowo koronowanymi mistrzami Europy – w 47. minucie nawet wyszli na prowadzenie 21:19; jednak pięć przyłożeń straconych między 55. a 67. minutą rozstrzygnęło spotkanie; dublety w tym meczu zaliczyli znakomici gracze ataku Bordeaux: Louis Bielle-Biarrey, Damian Penaud i Nicolas Depoortère; wygrana Bordeaux zapewniła tej drużynie bezpośredni awans do półfinału);
• Stade Français – Castres Olympique 21:10 (zaczęło się od 0:10, a skończyło 21:10; zwycięstwo paryżan zapewniło im pozostanie w Top 14, a Castres mimo przegranej utrzymało się w czołowej szóstce);
• USA Perpignan – Stade Toulousain 42:35 (po pierwszej połowie wydawało się, że Tuluza pewnie pokona jedną z najsłabszych ekip w lidze – punktowanie zaczął Romain Ntamack, a do przerwy było 21:7; jednak po przerwie Katalończycy wykorzystali okres osłabienia liderów tabeli po dwóch żółtych kartkach, zdobyli w tym czasie trzy przyłożenia, które dały im prowadzenie, a przypieczętowali wygraną kolejnymi dwoma piątkami w ostatnich 10 minutach; dla Tuluzy to porażka bez znaczenia matematycznego, ale na pewno bolesna; dla Perpignan wygrana oznaczała, że Vannes już go nie dogoni, ale sami także nie dogonili Stade Français).
- Ostatnia kolejka przyniosła jedną zmianę w tabeli: z siódmego na piąte miejsce awansowało Clermont, które tym samym wywalczyło awans do play-off, a pozbawiło tej szansy La Rochelle. Składy ćwierćfinałów: Tulon – Castres (na zwycięzcę w półfinale czeka Bordeaux) oraz Bajonna – Clermont (zwycięzca w kolejnej rundzie pojedzie do Tuluzy). Poza czołową ósemką awansującą do Champions Cup m.in. Racing 92 (pierwszy raz od 15 lat). Spada z ligi bretońskie Vannes, a o utrzymanie w barażu powalczy Perpignan.
- A rywalem Perpignan w barażu o utrzymanie będzie Grenoble, które drugi raz z rzędu zostało wicemistrzem Pro D2. Po sprawieniu niespodzianki w ćwierćfinale ligi, sensacji w półfinale, gdzie pokonało Brive, Montauban poszło za ciosem i jeszcze większą sensację sprawiło w finale, wygrywając z liderem po fazie zasadniczej 24:19 (a przypomnijmy – Montauban w części ligowej było zaledwie szóste, tracąc do Grenoble aż 21 punktów). Goście na początku drugiej połowy prowadzili już nawet 21:6 (m.in. dzięki drop goalowi Jérôme’a Bosviela kończącemu pierwszą odsłonę) i choć potem faworyci gonili wynik, dogonić nie zdołali. Montauban wraca do Top 14 po 15 latach przerwy.
United Rugby Championship
W United Rugby Championship mieliśmy drugi etap rozgrywek pucharowych, półfinałowy. I dwa mecze na dwóch półkulach: półfinał europejski i półfinał południowoafrykański.
- Leinster – Glasgow Warriors 37:19. W europejskim półfinale triumfował Leinster – powstrzymał broniących mistrzowskiego tytułu Szkotów mimo braku na boisku kolejnych dwóch swoich gwiazd kontuzjowanych w ćwierćfinale (Josha van der Fliera i Hugo Keenana). Kilka tygodni temu w starciu tych drużyn w Champions Cup było 52:0, teraz wygrana Leinsteru była sporo niższa, choć mimo to bardzo pewna (znacznie wyższa i pewniejsza niż jeszcze świeższe ligowe 13:5). Co prawda na pierwsze przyłożenie dublińczyków na samym początku meczu (w wykonaniu niezawodnego Dana Sheehana), goście natychmiast odpowiedzieli, ale dominacja Irlandczyków rosła i choć Sam Prendergast miał kłopoty z podwyższeń (zresztą, w ogóle nie błysnął), pierwszą połowę wygrali 25:5, mając na koncie już cztery przyłożenia (w tym dublet Sheehana). Po przerwie niemoc Szkotów trwała – punkty zdobyli dopiero w ostatnich 10 minutach, gdy na zmianę końcowego rozstrzygnięcia było za późno (w tamtym momencie było już 37:5). Efektem wygranej Leinsteru jest pierwszy od czterech lat awans do finału ligi i zachowanie nadziei na zdobycie przynajmniej jednego z dwóch upragnionych tytułów.
- Bulls – Sharks 25:13. Południowoafrykański finał także wygrali gospodarze. Co prawda to Sharks mieli więcej gwiazd w swoich zespole, a Bulls pomagali im brakami w dyscyplinie (trzy żółte kartki, w efekcie dwa razy zostawali na boisku nawet w trzynastkę), jednak to gracze z Pretorii cieszyli się ze zwycięstwa. Początek poszedł na konto Bulls, którzy po 12 minutach oraz przyłożeniu i asyście Sebastiana de Klerka prowadzili 12:3 (ta asysta po fatalnym błędzie Jadena Hendriksego, bohatera największej kontrowersji sprzed tygodnia). Pierwsza połowa skończyła się prowadzeniem gospodarzy 15:6, a potem Sharks wreszcie skorzystali z podwójnej przewagi liczebnej – na początku drugiej połowy pierwsze przyłożenie zaliczył Makazole Mapimpi. Gdy Bulls byli w komplecie Sharks jeszcze raz zapunktowali, ale to gospodarze wciąż prowadzili (żadne z przyłożeń Sharks nie zostało podwyższone i było 15:13). A w końcówce utrzymali dyscyplinę i na kwadrans przed końcem zdobyli decydujące punkty. Wart uwagi pokaz dominacji Bulls w młynie – a przecież walczyli z formacją naszpikowaną Springbokami.
Finał pomiędzy Leinsterem i Bulls (powtórka półfinału sprzed roku) zostanie rozegrany w Dublinie, a jego areną będzie ponad 80-tysięczny Croke Park.
- Ponadto w URC nagradzano najlepszych zawodników kończącego się sezonu. Za gwiazdę sezonu uznano RG Snymana z Leinsteru, natomiast najlepszym trenerem został uznany szkoleniowiec Zebre, Massimo Brunello (włoska drużyna, choć wciąż w dole tabeli, zanotowała widoczną poprawę w porównaniu z poprzednim sezonem). W najlepszej piętnastce tylko trzech zawodników powtórzyło się z poprzedniego sezonu (Taidhg Beirne, Cameron Hanekom i Wilco Louw). Mamy w niej pięciu graczy z drużyn irlandzkich (trzech z Munsteru i zaledwie dwóch z Leinsteru – RG Snyman i Jamie Osborne), pięciu z ekip południowoafrykańskich (trzech z Bulls, po jednym z Sharks i Stormers – tu Sacha Feinberg-Mngomezulu). trzech z walijskich (dwóch ze Scarlets i jeden z Ospreys) i po jednym graczu z obu drużyn szkockich. Najlepszym młodym graczem został filar Bulls, Cameron Hanekom. Sporo nagród walijczyków – obok trzech graczy w piętnastce także złoty but dla Ioana Lloyda ze Scarlets, najwięcej przyłożeń Harriego Millarda z Cardiff, a „Ironmanem” został jego klubowy kolega Cam Winnett.
Premiership
Półfinały rozegrano też w Premiership, tu jednak stanowiły pierwszy etap fazy pucharowej.
- Bath – Bristol Bears 34:20. Pierwszy z pojedynków półfinałowych miał szczególny, derbowy charakter. Faworytem była ekipa Johanna van Graana, ale spotkanie zaczęło się od ciosów gości, którzy po 20 minutach i pierwszym przyłożeniu prowadzili 10:0. Bath odpowiedziało dwoma karnymi Finna Russella, ale do przerwy przegrywało 6:13. Druga połowa to jednak zupełnie inna historia – już pierwsza akcja przyniosła przyłożenie gospodarzom i pozwoliła wyrównać wynik meczu, a w ciągu kolejnych 20 minut Bath dorzuciło jeszcze 3 przyłożenia i wypracowało 21-punktową przewagę. Bristolczycy mieli w tym meczu przez większość czasu piłkę w ręku, robili metry, ale ani z posiadania, ani z przełamań obrony niewiele wynikało. A Russell robił swoje. Dla Bath to powrót do finału po 9 latach przerwy, a ekipa z Bristolu wciąż musi czekać na swój debiut w decydującym pojedynku angielskiej ligi.
- Leicester Tigers – Sale Sharks 21:16. Gwiazdą drugiego półfinału okazał się Adam Radwan – od niedawna grający dla Tigers skrzydłowy zdobył jedyne dwa przyłożenia w pierwszej połowie, które dały jego drużynie prowadzenie 13:3 (mimo braku skutecznych podwyższeń Handré Pollarda). Po przerwie Sharks co prawda doprowadzili do remisu (w czym spory udział miał dla odmiany skuteczny z podstawki George Ford), jednak wynik 16:16 na tablicy pozostał bardzo krótko – Tigers dorzucili decydujące przyłożenie, które dało im wygraną. Na koniec, w doliczonym czasie, mieliśmy moment kontrowersji: atak świetnego w tym meczu Freddiego Stewarta na głowę Luke’a Cowana-Dickiego. Sędzia nie dopatrzył się przewinienia i skończył mecz, choć sympatycy Sharks uważają, że powinien być karny, który pozostawiłby ich drużynie szansę na zwycięstwo.
W finale zatem zmierzą się Bath z Leicester Tigers – dwie najbardziej utytułowane drużyny w historii ligi (no, Bath w liczbie tytułów dorównują jeszcze Wasps i Saracens, Wasps jednak już nie ma w rywalizacji, a część tytułów londyńczyków została zdobyta w nie do końca uczciwych warunkach).
- Podobnie jak w URC, także i w Premiership przed półfinałami przyznano nagrody dla najlepszych graczy ligi. Najlepszym zawodnikiem sezonu uznano łącznika młyna Gloucesteru, Tomosa Williamsa, który pozostawił w pokonanym polu takie sławy jak Finn Russell czy George Ford. Jest też pierwszym Walijczykiem, który sięgnął po ten laur. W kwestii odkrycia roku wielkich wątpliwości nie było – tu wybrano Henry’ego Pollocka z Northampton Saints (pamiętajmy, że to właściwie pierwszy sezon tego gracza w elicie – przed nim zagrał w Premiership tylko pół godziny). Wśród trenerów uhonorowano Johanna van Graana, który odbudowuje wielkość Bath. Wybrano też najlepszych graczy reprezentacji – tu uhonorowano Tommy’ego Freemana wśród mężczyzn oraz Zoe Aldcroft wśród kobiet.
Super Rugby Pacific
Dziwny format ma play-off Super Rugby Pacific – w jego pierwszej rundzie mamy trzy mecze, a awans do półfinałów zdobyło czterech ich uczestników (trzej zwycięzcy i najwyżej notowany po fazie zasadniczej spośród przegranych).
- Crusaders – Reds 32:12. Na pierwszy ogień, w piątek poszedł mecz, w którym faworyt był chyba najbardziej oczywisty – i ten faworyt nie zawiódł. W Christchurch miejscowi (którzy na swoim boisku jeszcze nigdy nie przegrali w fazie pucharowej ligi) od początku wykorzystywali brak dyscypliny rywali i zaliczali przyłożenia. Co prawda zdobywca jednego z nich, Tamaiti Williams, zaraz potem musiał zejść z boiska z kontuzją, ale do przerwy było 12:0, a gdy drużyny z powrotem wybiegły na boisko, Crusaders wytrzymali okres naporu gości, a potem znowu zaczęli budować przewagę. Po 70 minutach gry było 27:0 i spotkanie było w zasadzie rozstrzygnięte – dwa przyłożenia Reds w końcówce tylko uratowały ich honor.
- Chiefs – Blues 19:20. To był pojedynek lidera ligi po fazie zasadniczej i obrońcy mistrzowskiego tytułu. A na dodatek osobisty pojedynek dwóch graczy aspirujących do pozycji łącznika ataku All Blacks – Damiana McKenziego i Beaudena Barretta. W pierwszej połowie obaj ci zawodnicy wymieniali się karnymi, a gospodarze prowadzili 9:3 (zero przełożeń mimo przewagi Chiefs na boisku). Po przerwie dorzucili kolejne, a gdy po godzinie gry Chiefs zdobyli wreszcie przyłożenie i wyszli na prowadzenie 19:6, gospodarze wygraną mieli w zasięgu ręki. Nic z tego – na kwadrans przed końcem Blues zmniejszyli stratę do sześciu oczek, a w doliczonym czasie gry zaliczyli siedmiopunktową akcję, która dała im ostatecznie wygraną (wcześniej cieszyli się z przyłożenia Hoskinsa Sotutu, które jednak nie przeszło próby TMO). A zwycięstwa nie byłoby, gdyby chwilę wcześniej McKenzie trafił z karnego (przyznajmy, niełatwego, bo niemal z połowy boiska).
- Brumbies – Hurricanes 35:28. Jedyną australijską drużyną w czołowej czwórce znowu będą Brumbies, którzy w stolicy Australii pokonali ekipę ze stolicy Nowej Zelandii. Co prawda na początku spotkania Hurricanes dwukrotnie wychodzili na siedmiopunktowe prowadzenie, ale konsekwentna gra gospodarzy (pick&go’s, maule) dała im na początku drugiej połowy 14-punktową przewagę.
Szczęśliwym przegranym w tej sytuacji okazali się Chiefs, dla których zaprocentowała pierwsza pozycja w sezonie zasadniczej. Co więcej, dzięki niej będą gospodarzem spotkania półfinałowego, w którym zagrają z Brumbies. W drugim półfinale nowozelandzki klasyk: Crusaders – Blues.
- Ciekawostka, w najlepszej piętnastce tego sezonu Super Rugby Pacific zawodnicy drużyn australijskich zajęli więcej pozycji niż zawodnicy ekip z Nowej Zelandii – w tej rywalizacji było 7:6. Do pełnego rachunku doszło dwóch graczy z zespołów wyspiarskich, w tym uznany najlepszym graczem ligi Ardie Savea z ekipy Moana Pasifika. Zaledwie jeden Nowozelandczyk znalazł się wśród wybranych zawodników młyna, dominują natomiast w ataku (są tu m.in. Cam Roigard i Damian McKenzie, ale także australijski debiutant Joseph-Aukuso Sua’ali’i).
Super Rugby Americas
- W półfinałach Super Rugby Americas dwa ciekawe pojedynki. Pierwszy był powtórką ubiegłorocznego finału i zarazem argentyńskimi derbami. I skończył się podobnie jak finał przed rokiem – w Buenos Aires Pampas ulegli Dogos. Ekipa z Córdoby wygrała 27:21 w obecności sztabu argentyńskiej kadry. W drugim półfinale w Montevideo Peñarol podejmował chilijski Selknam. Chilijczycy mieli świetną końcówkę sezonu, ale grali z jedyną drużyną, której nie udało im się pokonać w fazie zasadniczej i ta klątwa znowu zadziałała – do przerwy było 12:0, krótko potem 24:6, a skończyło się 34:18. Dla zwycięzców punktowali m.in. Portugalczyk Manuel Cardoso Pinto czy zawodnik o swojsko brzmiącym nazwisku, Joaquín Myszka. Finał odbędzie się w Montevideo.
Major League Rugby
- W Major League Rugby rozegrano ostatnie mecze fazy zasadniczej. Tu najciekawiej było w konferencji zachodniej, gdzie wciąż toczyła się walka o to, kto awansuje do play-off. Piąty przed tą kolejką San Diego Legion (ekipa z wielkimi ambicjami) na koniec wysoko wygrał z Old Glory DC (50:5), jednak ta wygrana nie pomogła – będący oczko nad nimi Seattle Seawolves także wygrali (42:17 z Miami Sharks) i to oni awansowali do fazy pucharowej. Konferencję zachodnią zwyciężyli Utah Warriors, natomiast wschodnią broniący tytułu New England Free Jacks. Skład ćwierćfinałów (a właściwie półfinałów konferencji): na wschodzie New England Free Jacks – Miami Sharks i Chicago Hounds – Old Glory DC, a na zachodzie Utah Warriors – Seattle Seawolves i Houston SaberCats – Los Angeles RFC.
Divisão de Honra
- Poznaliśmy mistrzów Portugalii – w nietypowy sposób, bo bez meczu finałowego (pierwszy raz od 20 lat). Po pierwszej części sezonu stawka w Divisão de Honra została podzielona na grupę mistrzowską i spadkową, a rozstrzygnięcia zapadły w nich w formule wyłącznie ligowej. Przed ostatnią kolejką spotkań szansę na tytuł miały już tylko dwie drużyny, wyraźnie przewodzące stawce – Belenenses i mające trzy punkty mniej Cascais. Wicelider musiał zatem wygrać i liczyć na potknięcie lidera, ale nic z tego – obie ekipy pewnie zwyciężyły w swoich spotkaniach (Belenenses 47:3 z Direito, a Cascais na wyjeździe 31:5 z CDUL), dzięki czemu Belenenses obroniło tytuł mistrzowski sprzed roku (zdobyło go dziesiąty raz w historii). Ubiegłoroczny wicemistrz, Agronomia, nie załapał się w ogóle do czołowej szóstki walczącej o mistrzostwo, ale wygrał grupę broniącą się przed spadkiem.
Extraliga
- W czeskiej Extralidze przed tygodniem rozegrano finał, natomiast w ten weekend rozstrzygnęły się losy trzeciego miejsca – po brązowe medale sięgnęli rugbyści Slavii Praga dzięki zwycięstwie 27:23 nad drużyną RC Vyškov. Rozstrzygały się też losy utrzymania/awansu do Extraligi – oba dwumecze wygrały drużyny z drugiego frontu i tu ciekawostka: z awansu cieszyli się m.in. zawodnicy austriackiego klubu Donau Wien.
Grzegorz Bednarczyk
Więcej informacji o rugby w kraju i na świecie przeczytasz na moim blogu „W szponach rugby” [kliknij]